Na ile zmieniła się sytuacja frankowiczów po orzeczeniu Trybunału Sprawiedliwości UE? Czy unieważnianie kredytów denominowanych w CHF jest teraz łatwiejsze? Co z waloryzacją kapitału, której domagają się banki? Między innymi na te pytania odpowiadali eksperci w debacie Gazety Wyborczej. W dyskusji wzięła udział adwokatka Katarzyna Iwańska-Guzek, specjalistka naszej Kancelarii.
Debata, którą prowadził dziennikarz Gazety Wyborczej Sławomir Szymański, była okazją do sprawdzenia - jaka jest sytuacja posiadaczy kredytów denominowanych we frankach szwajcarskich jesienią 2023 roku. W dyskusji wzięli udział:
- adwokatka Katarzyna Iwańska-Guzek,
- adwokatka Joanna Wajsnis,
- radca prawny Aleksander Blumski.
Poniżej publikujemy skrócony zapis rozmowy, zastrzegając jednocześnie, że prezentowane tam opinie dotyczą stanu z września 2023 roku.
Sławomir Szymański:
Szanowni Państwo, w jakim jesteśmy punkcie? Po czerwcowych wyrokach TSUE wydawało się, że sprawa kredytów frankowych jest wyjaśniona. Tymczasem w sierpniu, w Elblągu i Gdańsku zapadły dwa wyroki, które każą się zastanowić, czy ta droga rzeczywiście jest taka prosta. Chodzi tu o waloryzację kwoty kapitału przekazanego przez bank, czyli waloryzację kwoty kredytu. Sądy pierwszej instancji stwierdziły, że bankowi należy się waloryzacja o stopę inflacji. Lampka ostrzegawcza w głowach wielu frankowiczów na pewno się pojawiła. Zatem - co teraz?
Aleksander Blumski:
Nazwałbym to pewnego rodzaju turbulencją, a ich jest przy tych sprawach bankowych dosyć sporo. Istotne jest to, że są to na razie pojedyncze wyroki sądów pierwszoinstancyjnych. Pamiętajmy, że co do najistotniejszych zagadnień prawnych, czyli niedozwolonych klauzul umownych i nienależytego informowania o ryzyku, sprawa jest jasna.
Nie sądzę, żeby w dłuższej perspektywie te wyroki się ostały. Orzecznictwo Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej jest jasne. Niektórzy sędziowie być może będą jeszcze mieli jakieś wątpliwości, ponieważ jeszcze się kształtuje kwestia wynagrodzenia za korzystanie z kapitału, ale banki nie mogą korzystać z ochrony prawnej, ponieważ są profesjonalnym podmiotem, natomiast naruszyły w dość istotny sposób warunki z konsumentami.
Mało kto wierzył, że takie wyroki mogą zapadać po wyrokach TSUE, a jednak tak się stało...
Katarzyna Iwańska-Guzek
Te wyroki zasądzające waloryzację w naszej ocenie są nieprawidłowe. Mają szereg wad prawnych. Przede wszystkim trzeba zwrócić uwagę na to, że Trybunał Sprawielidości Unii Europejskiej w wyroku z 15 czerwca 2023 r. jasno i prostymi słowami powiedział, że bankom nie należy się nic więcej poza zwrot kwoty kapitału kredytu i ewentualnie odsetek za opóźnienia w pewnych przypadkach, gdy takie wezwanie ze strony banku w stosunku do kredytobiorcy zostanie wystosowane. TSUE wypowiadał się zarówno na temat odszkodowania, jak i wynagrodzenia za bezumowne korzystanie z kapitału, a także na temat waloryzacji - bo tego dotyczyło pytanie polskiego sądu.
Sądy polskie kierują teraz do TSUE kolejne pytania odnośnie waloryzacji, przy czym w mojej ocenie odpowiedź na pytanie "czy bankowi należy należy się waloryzacja?" już została udzielona. I jest to odpowiedź negatywna.
Są też wcześniejsze wyroki Trybunału Sprawiedliwości z 2016 roku, z których wynika, że jeżeli umowa kredytu jest nieprawidłowo skonstruowana, zawiera wady prawne, to taki kredyt może być darmowy, może być nieoprocentowany. W takich sytuacjach bankowi należy się więc tylko zwrot kapitału kredytu wypłaconego klientowi.
Trzeba też zwrócić uwagę na to, że przepisy Kodeksu Cywilnego dotyczące waloryzacji, wprost mówią, że przedsiębiorca nie może występować z takim roszczeniem. A tutaj mamy klasyczny przykład, że przedsiębiorca w związku ze swoją działalnością gospodarczą występuje do konsumenta o waloryzację roszczenia.
Jest też sam przepis o waloryzacji. Jego treść mówi "jeżeli nastąpi istotna zmiana siły nabywczej pieniądza po powstaniu zobowiązania". I trzeba zwrócić uwagę kiedy to zobowiązanie kredytobiorcy w stosunku do banku o zwrot kwoty kapitału kredytu powstaje. Banki bardzo walczyły o to, żeby ich roszczenie nie było przedawnione. Wypłata kredytu następowała głównie w 2006, 2007 oraz 2008 roku. Sąd Najwyższy w Polsce uznał, że roszczenie banku nie jest przedawnione, bo ono powstaje dopiero z momentem kiedy kredytobiorca podejmie świadomą decyzję że chce unieważnienia umowy, nie zgadzając się na to, że w umowie są klauzule niedozwolone. Czyli konsument dopiero po jakimś czasie od dnia zawarcia umowy dowiaduje się o tym, że zawiera ona klauzule niedozwolone i staje się to najczęśniej dopiero na tym etapie, kiedy klienci przychodzą do nas, my analizujemy konkretny przypadek i wnosimy w ich imieniu pozew do sądu. Więc to jest moment, w którym powstaje roszczenie banku. Nie możemy odnosić się do 2006 roku, ale do chwili obecnej. A jeżeli przyjmiemy, że roszczenie banku powstało teraz, to nie nastąpiła żadna istotna zmiana siły nabywczej pieniądza. Tak więc banki muszą się zdecydować: albo uznają, że ich roszczenie powstało w 2006 roku i jest już przedawnione, albo powstało teraz i mogą żądać zwrotu kapitału ale bez prawa do waloryzacji - bo nic się nie zmieniło.
Jest jeszcze kwestia interesów stron i uwzględnienia zasad współżycia społecznego. Są to okoliczności, które sąd ma obowiązek rozważyć. Sąd też musi wziąć pod uwagę prawo unijne i cele dyrektywy. A celami dyrektywy 93/13, czyli dotyczącej ochrony konsumentów jest to, żeby chronić konsumentów, czyli przywracać ich sytuację faktyczną i prawną do takiej, jaka by była, gdyby niekorzystne klauzule umowne nie zostały zawarte. Czyli: gdyby umowa była nieważna, to konsument nie dostałby w ramach umowy tych na przykład 300 tysięcy złotych, więc musi oddać te 300 tysięcy. A nie 300 tysięcy plus jakąś dodatkową kwotę.
Celem tej dyrektywy jest także odstraszanie, zniechęcenie przedsiębiorców do tego żeby stosować te klauzule niedozwolone. Jeżeli pozwolimy bankowi żądać czegokolwiek ponad, to on nie będzie zniechęcony.
Joanna Wajsnis
To nie jest tak, że banki dopiero teraz zaczęły podnosić swoje żądania związane z waloryzacją nominalnej kwoty kredytu. Żądania pojawiały się już wcześniej jako "żądania ewentualne". Przy tej dużej już liczbie spraw rozstrzyganych, dotyczących żądań banków, kwestia waloryzacji również była rozpatrywana i była rozpatrywana negatywnie.
Zwracam uwagę, że mówimy o trzech wyrokach. Biorąc pod uwagę ilość spraw frankowych, które aktualnie znajdują się w sądach w całym kraju, są to wyroki - mówiąc kolokwialnie - "wpadkowe". Nie wyobrażam sobie w tej chwili, w świetle orzeczenia TSUE, żeby one mogły się ostać w drugiej instancji czy przed Sądem Najwyższym. Sytuację na pewno rozjaśni nam odpowiedź TSUE na pytanie prejudycjalne dotyczące konkretnie waloryzacji, które już skierował Sąd Okręgowy w Warszawie. Mam nadzieję, że tam zostanie zastosowana procedura uproszczona - nie będziemy musieli czekać kolejnych kilka lat, tylko TSUE w ramach uzupełnienia swojego orzeczenia z 15 czerwca 2023 r. odniesie się już konkretnie do waloryzacji.
Ale nawet jeżeli TSUE wprost odniesie się do waloryzacji ze wskazaniem, że waloryzacja również się nie należy, to banki pewnie wykreują jakieś nowe żądania przeciwko frankowiczom. Proszę zwrócić uwagę, że pozwanie frankowiczów o tak wysokie kwoty jest mocnym hamulcem dla osób, które zastanawiają się czy kierować pozew przeciwko bankowi. Wyobraźmy sobie sytuację, że kredytobiorca obsługuje swój kredyt - rata jest wysoka, ale jest w stanie ją uiszczać. Dowiaduje się od znajomego, że on co prawda swoją sprawę o ustalenie nieważności kredytu wygrał i odzyskał kwotę wpłaconych rat, ale jednocześnie otrzymał od banku pozew o waloryzację powiększoną np. o 50% wypłaconego kapitału. Mamy różną odporność na stres, różne podejście do podejmowania ryzyka, więc wiele osób w sytuacji gdy pojawiają się pozwy związane z różnymi roszczeniami banków, wybierze tę dotychczasową, niekorzystną ale stabilną sytuację. Więc ja bym nie szła tak daleko ze stwierdzeniem, że już w najbliższym czasie sytuacja wyjaśni się do takiego stopnia, że frankowicze będą mogli mieć pewność co do tego, że nie będą się musieli spodziewać w odpowiedzi na swój pozew żadnego pozwu ze strony banku. Banki kreują swoje żądania właśnie w celu zastraszającym.
Zauważyłem, że dla wielu frankowiczów problemem nie jest nawet kontrakcja ze strony banku, tylko problemem jest dla nich czas. Na przykład - sprawa, która trafiła do sądu w 2020 roku, rozpatrywana jest dopiero w 2023 roku.
A.B.
To faktycznie jest problem. Nie doszło do wzmacniania sędziów, między innymi poprzez wzmacnianie ich zaplecza administracyjnego, wprost przeciwnie. W Sądzie Okręgowym w Poznaniu, gdzie obecnie mam najwięcej spraw, sprawa może toczyć się różnie - od 1 roku nawet do 3-4 lat. Tak więc jest to słuszna obawa. My, jako pełnomocnicy, możemy odpowiadać na wiele pytań prawnych natomiast "jak długo sprawa będzie trwała w sądzie" to jest bardzo trudne pytanie.
K.I.-G.
Wszystko zależy od sprawności sędziego: czy ma on wypracowaną swoją praktykę w sprawach frankowych, czy ma ukształtowane orzecznictwo, czy wie, jak się tymi sprawami zająć. Zdarza się że sędzia, zajmujący się kilkoma prowadzonymi przez nas sprawami, nie wydaje żadnego wyroku przez 3-4 lata.
Sędziowie, którzy prowadzą te sprawy sprawnie, zwykle mają ukształtowaną linię orzeczniczą w zakresie klauzul niedozwolonych i w zakresie skutków jakie wywołuje wyeliminowanie ich z umowy. To są sędziowie, którzy najczęściej ograniczają postępowanie dowodowe do przeprowadzenia dowodu z przesłuchania stron. Przesłuchanie kredytobiorcy jest kluczowe dla ustalenia faktów, które mają znaczenie dla rozstrzygnięcia sprawy. Dochodzi też do przesłuchania świadków zgłoszonych przez bank - to są zazwyczaj przesłuchania, które odbywają się na piśmie. W związku z nowelizacją przepisów Kodeksu Postępowania Cywilnego sądy dostały możliwość przesłuchiwania świadków na piśmie i bardzo często w sprawach frankowych z tego korzystają. Jeżeli chodzi o dowód z opinii biegłego nasze doświadczenie jest takie, że sądy pomijają te dowody - nie przeprowadzają ich i mają ukształtowane stanowisko co do wniosków dowodowych banków, które dążą jedynie do przedłużenia postępowania. Istotne jest jakie były okoliczności, co zostało przekazane kredytobiorcom przy zawieraniu umowy i jaka jest treść umowy.
A jak powinien się zachowywać kredytobiorca oczekujący na rozstrzygnięcie sprawy w sądzie? Niektórzy płacą kolejne raty kredytu, inni się wstrzymują...
J.W.
Ja w pozwach kierowanych do sądu (niezależnie od tego czy klient spłacił już kapitał, czy jeszcze go nie spłacił) składam wniosek o zabezpieczenia roszczenia o ustalenie nieważności umowy. Wnosimy, żeby sąd zawiesił obowiązek spłaty rat klienta, dodatkowo ja osobiście wnoszę o zakazanie bankowi wypowiedzenia umowy z uwagi na zaprzestanie spłaty rat. Można to jeszcze rozszerzyć o zakaz wpisu tych zaległości do Biura Informacji Kredytowej. Jeżeli chodzi o zabezpieczenia, to zdecydowanie łatwiej jest je uzyskać w sytuacji gdy mamy już spłacony kapitał, czyli to, co i tak będziemy musieli bankowi oddać.
Niestety, orzecznictwo nie jest równe. Na przykład bardzo trudno uzyskać takie zabezpieczenie w Gdańsku, z kolei w Warszawie zabezpieczenia były wydawane praktycznie od ręki w szybkich terminach (nawet w miesiąc od złożenia pozwu).
TSUE wydał orzeczenie z rekomendacją, by zabezpieczać te roszczenia w taki sposób, żeby kredytobiorcy nie musieli spłacać kwoty kredytu.
Sądy, które do tej pory odmawiały takiego zabezpieczenia, korzystały z takiej argumentacji, że istnieją fundusze gwarancyjne, a bank jest płatnikiem pewnym (dodatkowo: jeżeli frankowicz jest w stanie uiszczać ratę to oznacza że "krzywda mu się nie dzieje"). No ale mamy teraz sytuację z Getin Noble Bank, która wskazuje, że bank niekoniecznie jest płatnikiem gwarantującym, że wszystkie środki zostaną nam zwrócone. W związku z tym mam nadzieję, że okręgi sądowe, które niechętnie udzielały takich zabezpieczeń, będą przychylniejsze tym wnioskom.
Jeżeli kredytobiorca nie musi na bieżąco wpłacać kolejnych rat, bank nie ma już interesu w przeciąganiu sprawy. Może się okazać, że frankowicz, który spłacił kapitał, pozwał bank i miał zawieszoną spłatę rat kredytu, w postępowaniu kończącym otrzyma kwotę wyższą od tej którą faktycznie wpłacił do banku, bo dojdą odsetki liczone za czas trwania postępowania.
Od kwietnia sprawy bankowe prowadzi się według miejsca zamieszkania powoda, czyli kredytobiorcy. Myślę, że to rozładuje sądy warszawskie do których szła największa ilość pozwów.
Ale czy to nie oznacza, że sprawy będą teraz trafiać do sędziów, którzy nie są do tego przygotowani, w związku z tym będzie to trwało dłużej, a wyroki mogą być "dziwne"?
A.B
Właściwie wszyscy sędziowie sądów okręgowych wydawali już wyroki w sprawach frankowych. Natomiast faktycznie zdarzają się przypadki, że konkretni sędziowie oddalają powództwa.
Ale słyszałem, że banki przestają składać apelacje. Że dają sobie spokój.
A.B.
Faktycznie, strategia prowadzenia spraw przez banki ewoluuje. Zdarzają się takie, które nie składają apelacji. Największe, te które miały największe portfele kredytów frankowych, nadal te apelacje składają.
Porozmawiajmy o pieniądzach. Jakich korzyści może spodziewać się frankowicz?
J.W.
Przy orzeczeniu sądu, że umowa kredytu jest nieważna, wyliczenie jest proste. W takim przypadku strony muszą zwrócić to, co otrzymały od drugiej strony. W przypadku banku jest to kwota wypłaconego kapitału, a w przypadku kredytobiorcy jest to suma wszystkich wpłat dokonanych na rzecz banku. Mówię zarówno o ratach kredytowych, jak i o ewentualnej prowizji płaconej na początku kredytu lub dorzuconej do raty, a także ubezpieczeniach (ale takich, które były płacone bezpośrednio na rzecz banku, a nie ubezpieczeniach zawartych z innym podmiotem). Żeby wyliczyć sumę takich wpłat, jeżeli nie mamy dostępu do całej historii rachunku bankowego, potrzebne będzie zaświadczenie, które na nasze żądanie wydaje bank. Są tam informacje o wysokości kwot, terminach wpłat i walucie.
Jeżeli chodzi o same odsetki, to w ostatnim czasie, z uwagi na zmieniające się orzecznictwo, pojawiła się taka teoria, że odsetki powinny być liczone nie tyle od dnia wezwania do zapłaty czy od dnia doręczenia pozwu bankowi, ale że powinny być liczone od momentu kiedy frankowicz, pouczony przez sąd o ewentualnych negatywnych skutkach unieważnienia jego umowy złoży oświadczenie, że na te skutki się godzi. Ja nie zgadzam się z tym poglądem. Już w celu zabezpieczenia klientów, żeby dochodzić tych odsetek wcześniejszych, albo do wezwań do zapłaty kierowanych do banku albo już do pozwu, załączam stosowne oświadczenie dotyczące poinformowania o wszystkich możliwych skutkach i przyjęcia tych skutków.
Czyli gdy mówimy o klientach, którzy spłacili kapitał, a sprawa będzie długotrwała i sąd przychyli się do stanowiska, że te odsetki liczą się od dnia złożenia pozwu albo od dnia złożenia oświadczenia, to te odsetki będą nam biegły, chyba że w międzyczasie bank złoży oświadczenie o potrąceniu albo zastosuje prawo zatrzymania. Czyli jest tak, że możemy na tym swoim kredycie frankowym zarobić, ale niekoniecznie musimy. Myślę jednak, że dla każdego frankowicza, dla którego uciążliwością jest ta niekończąca się spłata tego kredytu (a w tej chwili tak to wygląda) ogromnym sukcesem jest już to wyjście na zero i uwolni się od tego kredytu.
Druga kwestia to wyliczanie roszczeń w przypadku tzw. odfrankowienia umowy, aczkolwiek tutaj orzecznictwo jest takie, że od odfrankowienia odchodzimy. Raczej nie zdarzają się wyroki, w których sąd przeliczałby kredyt na taki, który byłby kredytem złotówkowym opartym o stawkę LIBOR. Zresztą sam LIBOR też jest problematyczny, bo nie mamy go już od 2022 roku i mam wątpliwość, czy możemy sobie, na podstawie przepisów zewnętrznych zamienić LIBOR na inny współczynnik. Ale uważam, zwłaszcza w świetle orzecznictwa TSUE, że tym podstawowym żądaniem powinno być teraz żądanie zwrotu wszystkiego, co wpłaciliśmy do banku.
Oto przykład - załóżmy, że mój kredyt wynosił 300 tysięcy złotych. Powiedzmy, że te 300 tysięcy już bankowi oddałem. Czy w takiej sytuacji coś jeszcze mogę dostać?
K.I-G
Wszystko zależy od tego, jaką kwotę już bankowi wpłaciliśmy. Przy nieważności umowy możemy żądać wszystkiego co przekazaliśmy bankowi. Jeżeli kwota kredytu opiewała na 300 tysięcy złotych i my wpłaciliśmy do banku właśnie taką kwotę, to po prostu wychodzimy na zero. Jeżeli chodzi o odsetki, to wszystko zależy od kiedy te odsetki są liczone. W tej chwili odsetki są liczone na poziomie ok. 12%. To mogą być całkiem spore kwoty.
A co możemy jeszcze uzyskać ponad kwotę wpłaconą do banku i odsetki? TSUE w swoim wyroku z 15 czerwca 2023 r. powiedział, że bankowi nie należy się nic więcej ponad wypłacony kapitał, ale konsumentowi może się coś należeć. To wszystko zależy od faktycznych okoliczności danej sprawy i od tego, czy w przepisach prawa polskiego znajdzie się podstawa prawna (można na przykład odwołać się do bezpodstawnego wzbogacenia, roszczeń odszkodowawczych, roszczeniach o zadośćuczynienie).
W sprawie rozpoznawanej przez TSUE konsument żądał zapłaty wynagrodzenia za bezumowne korzystanie. Odwrócił sytuację i zrobił tak jak robiły banki żądając od konsumentów zapłaty za bezumowne korzystanie. W tym przypadku Trybunał powiedział, że takie roszczenie konsumenta nie byłoby sprzeczne z prawem unijnym (ze wspomnianą wcześniej dyrektywą), a dodatkowo pogłębiałoby odstraszający skutek w stosunku do przedsiębiorcy i zniechęcałoby do podejmowania podobnych działań w przyszłości. Trybunał nie zamknął więc drogi do tego, żeby konsumenci dochodzili czegoś więcej ponad kwotę kapitału i ponad odsetki za opóźnienie.
A.B.
Pamiętajmy, że sprawy frankowe są trudne. Ich specyfika między innymi polega na tym, że kwota zasądzona w wyroku na rzecz naszych klientów-kredytobiorców, jest jedynie elementem składowym do wyliczenia - ile nasz klient od banku otrzyma. Czasami są sytuacje, w których nic nie otrzymuje, bo nie doszło jeszcze do spłaty kapitału.
Część kancelarii w imieniu swoich klientów występuje już z roszczeniami za bezumowne korzystanie z kapitału przez bank, ale na rozstrzygnięcie, czy kredytobiorcom będzie się należał ten dodatkowy benefit musimy jeszcze poczekać. W tych sprawach sądy nie wydawały jeszcze orzeczeń.
Ze sprawami frankowymi warto występować głównie dlatego, by uwolnić się od płacenia rat w przyszłości. To jest najważniejsza korzyść, którą należy uwzględnić zastanawiając się, czy złożyć sprawę frankową do sądu.
Porozmawiajmy jeszcze o sytuacji osoby, która spłaciła kredyt dawniej niż 6 lat temu, czyli - ponad okres przedawnienia roszczeń majątkowych, bo o ile wiem w Polsce tak to teraz funkcjonuje. Chciałbym się tu powołać na rozmowę z jednym z frankowiczów, który wziął kredyt jeszcze przed wejściem Polski do Unii Europejskiej. Wtedy franki szwajcarskie były po 2,80 zł, potem spadły nawet do 2,20, czyli spłacał jeszcze taniej niż na początku. Ten człowiek spłacił swój kredyt około 2010 roku i mówi, że jest bardzo zadowolony, bo bardzo na tym skorzystał. Powstaje pytanie - czy ktoś taki też powinien myśleć o drodze sądowej, czy to już sprawa zamknięta, którą można schować do archiwum?
J.W.
Orzecznictwo dotyczące przedawnienia nie jest do końca jednolite. Oczywiście najważniejsze jest przeanalizowanie umowy i konkretnej sytuacji, ale ja bym nie stała na takim twardym stanowisku że roszczenia mogą być przedawnione. Na przykład w jednym z ostatnich wyroków w prowadzonej przeze mnie sprawie, który wydał Sąd Okręgowy w Warszawie, znajdziemy stwierdzenie, że momentem granicznym od którego możemy liczyć przedawnienie, jest rok 2019, czyli wydanie orzeczenia TSUE w sprawie p. Dziubaków - bo to jest ten moment, w którym wszyscy frankowicze dowiedzieli się, że ich umowa może być nieważna. Ja co prawda z tym poglądem się nie zgadzam, bo mamy różne sytuacje życiowe (np. w 2019 mogliśmy nie być zainteresowani tym co się dzieje w mediach albo mieszkać i pracować za granicą, w ogóle nie interesując się sprawami frankowymi). Ale jeżeli opieralibyśmy się na dwóch poglądach: że zgodnie z orzeczeniem Sądu Najwyższego o początku biegu przedawnienia możemy mówić dopiero w momencie złożenia oświadczenia o godzeniu się na skutki uznania nieważności umowy kredytowej albo że dopiero w 2019 roku pojawiło się orzeczenie mówiące o wadach kredytów frankowych, to właściwie nie ma znaczenia - kiedy nasza umowa została spłacona, aczkolwiek byłby to na pewno pozew trochę bardziej ryzykowny niż w przypadku umowy aktywnej. W przypadku umowy aktywnej absolutnie nie ma mowy o przedawnieniu.
K.I.-G.
W mojej ocenie nie ma podstaw żeby uznawać, że roszczenie osób, które już spłaciły kredyt, są przedawnione. Oczywiście w tej przykładowej sytuacji należałoby wszystko dokładnie wyliczyć i sprawdzić czy taki pozew o stwierdzenie nieważności jest w ogóle opłacalny. Czyli: czy kredytobiorca zapłacił więcej niż kwota kredytu, która została mu wypłacona, a więc - czy może coś dostać od banku. Na przestrzeni lat mieliśmy do czynienia z różnicami kursowymi i zdarzały się sytuacje, gdy kredytobiorcy, spłacając kredyt wcześniej, w rzeczywistości zapłacili bardzo niewielkie odsetki.
Bardzo ważne jest kiedy weszły w życie przepisy dotyczące klauzul niedozwolonych. Możemy wytoczyć powództwo, jeżeli umowa została zawarta przed wejściem Polski do Unii Europejskiej, czyli przed 2004 rokiem, ale nie możemy się cofnąć dalej niż do 2001 roku, kiedy to przepisy dyrektywy zostały wprowadzone do porządku prawnego (chodzi o przepisy dotyczące klauzul niedozwolonych, wprowadzone do kodeksu cywilnego). Umowa zawarta wcześniej może być podważana tylko na podstawie przepisów kodeksu cywilnego mówiących o tym, że stosunek cywilnoprawny powinien dawać równość stron, czyli nie może być tak, że jedna strona narzuca drugiej swoje rozwiązania. Ale wtedy nie mamy już do czynienia z prawem unijnym, tylko posiłkujemy się orzecznictwem kodeksu cywilnego: równości stron i zasady swobody umów. Możemy też wtedy podnosić, że umowy są po prostu sprzeczne z polskim prawem, na przykład nie zawierając kwoty kredytu (w umowie kwota wyrażona jest w CHF, a bank wypłaca złotówki). Sądy również takie argumenty biorą pod uwagę, orzekając o nieważności umowy kredytowej.
Co ważne - na takie argumenty mogą się powoływać również przedsiębiorcy, a nie tylko konsumenci.
Czy zdarza się, że frankowicze świadomie wybierają formę ugody - ze względu na stres i czas?
K.I.-G.
Tak, części klientów zależy na jak najszybszym zakończeniu sprawy, rozważają więc zawarcie ugody, w tym - ugody przedsądowej. Z naszego doświadczenia wynika, że ugody zawarte już w trakcie procesu, po wytoczeniu powództwa, są zawsze korzystniejsze. Kiedy bank widzi, że kredytobiorca poważnie traktuje sprawę i chce pozbyć się ciężaru jakim jest spirala długu, podchodzi do kredytobiorcy z większą otwartością. Zdarza nam się, że w trakcie procesu ugoda jest na tyle korzystna, że klient decyduje się ją zawrzeć. Oczywiście ugoda jest kompromisem, więc nie mamy takiej korzyści finansowej jak przy wygraniu sprawy - stwierdzeniu nieważności umowy kredytowej i zwróceniu całych rat, ale pojawiają się wtedy inne korzyści. Przede wszystkim - czas.
Trzeba pamiętać, że klienci, którzy do nas przychodzą, zwykle po prostu chcą pozbyć się problemu który od kilkunastu lat ich przytłacza. Często są to klienci, którzy, mimo że już spłacili w całości kapitał otrzymany od banku, wciąż obciążeni są zadłużeniem większym od kwoty kredytu. Tak więc ugoda niekiedy jest dobrym rozwiązaniem.
J.W.
Wiele zależy od propozycji ugody padającej ze strony banku. W części przypadków są to propozycje nie do zaakceptowania. Uczulam, żeby zawsze taką propozycję ugody (niezależnie od tego na jakim etapie toczą się negocjacje) konsultować z profesjonalnym pełnomocnikiem. Między innymi dlatego, że zawarcie ugody najczęściej powoduje tzw. nowację, czyli później z tą ugodą nic już nie możemy zrobić.
Co zrobić mając korzystny dla siebie wyrok w ręku?
K.I.-G.
Oczywiście bierzemy pod uwagę wyrok prawomocny, czyli wykonalny. Jeśli jest to wyrok ustalający nieważność umowy i zasądzający świadczenie, to w pierwszej kolejności wzywamy bank do zapłaty poprzez przekazanie numerów rachunków bankowych klienta - żeby bank wypłacił kwoty zasądzone wyrokiem oraz wydał wszystkie dokumenty niezbędne do rozliczenia tego kredytu (w tym między innymi list mazalny, czyli dokument na podstawie którego wykreślone są zapisy obciążające hipotekę).
Coraz częściej zdarzają się sytuacje, że sądy uwzględniają zatrzymania skierowane przez bank. Wyrok wygląda w ten sposób, że bank jest zobowiązany do zapłaty na rzecz naszego klienta wszystkich kosztów i rat jakie ten wpłacił na rzecz banku, za jednoczesną zapłatą kwoty kapitału kredytu, która została mu wypłacona. Wówczas przygotowujemy oświadczenie o potrąceniu, czyli wzywamy bank do zapłaty, a następnie składamy oświadczenie z informacją o potrąceniu wierzytelności i wskazaniem kwoty pozostałej do zapłaty (czyli różnicy).
Ważne jest też to, że wezwanie do zapłaty konstruujemy na dzień wytoczenia powództwa.
Czasami zdarza się, że bank kwestionuje sposób rozliczenia, bo uważa, że nie powinny być zaliczone pewne kwoty. Wtedy można wytoczyć kolejny proces i wtedy mamy sprawę przesądzoną co do zasady, czyli mając wyrok ustalający że umowa jest nieważna, drugi sąd rozpoznający kwestię świadczenia pieniężnego nie musi ponownie analizować gruntownie całej sprawy i pozostaje tylko aspekt rozliczenia. Taki proces jest krótszy i sprawniej przebiega.
A.B.
Sprawa frankowa nie kończy się wraz z wydaniem wyroku i czasami banki niezbyt szybko reagują. Większość banku jeszcze "z rozpędu" pobiera kolejną ratę kredytu i później trzeba to rozliczać. Na pewno warto więc zadbać o to, by w umowie z kancelarią znalazło się prowadzenie sprawy kompleksowo, a więc zarówno końcowe rozliczenie z bankiem, jak i kwestia ksiąg wieczystych.
J.W.
...a ponieważ te sprawy w wielu przypadkach są skomplikowane, warto zwrócić się już na początku do pełnomocnika, który się w nich specjalizuje. Wątków jest bardzo dużo i dobrze, żeby był to ktoś, kto potrafi podejść do sprawy indywidualnie, a nie szablonowo. Bardzo ważna jest również relacja między klientem i pełnomocnikiem - czy klient czuje się komfortowo i pewnie, czy uzyskuje od pełnomocnika wszelkie niezbędne informacje, czy ma świadomość potencjalnych korzyści ale i ewentualnego ryzyka. Mówimy o sprawach dotyczących dużych roszczeń majątkowych i nie powinno być żadnych wątpliwości.